Dopadła mnie melancholia.
Melancholia (gr. μελαγχολια) to w języku potocznym zasmucenie związane ze wspomnieniami, stan lekkiego przygnębienia.W dawnym języku medycznym stosowano ten termin na określenie schorzenia psychicznego, które obecnie znane jest jako depresja.
W literaturze pięknej występuje również pojęcie melancholijny oznaczające stan permanentnego smutku, nostalgii (np. postać Hamleta).
Taką definicję podaje wikipedia.
U mnie wygląda to mniej więcej tak: patrzę głównie przez szybę, a nigdy w lustro. Słucham tylko smutnych piosenek. Im smutniejsze, tym lepiej. Albo opery, a najchętniej w wykonaniu Marii Callas:
Poza tym nic nie chcę mi się robić i zwykle też nic nie robię (oprócz słuchania smutnych piosenek, opery i patrzenia przez szybę), ale zmuszam się, żeby upiec jakieś ciasto. Takie, które wyjść musi, bo jakby nie wyszło...
Zrobiłam więc clafoutis, tym razem na słodko, czyli bardziej tak, jak Clafoutis jeść się powinno. Tradycyjnie z czereśniami, ale ja miałam nektarynki i jest z nektarynkami. Pyszne.
Clafoutis z nektarynkami:
4-5 nektarynek
200 ml mleka
3 jajka
opakowanie cukru waniliowego
120 g mąki
100 g cukru
30g roztopionego masła
Piekarnik nagrzałam do 200 stopni C. Jajka wymieszałam z cukrem i cukrem waniliowym. Nastepnie po trochu dodałam mąkę, cały czas mieszając. Dodałam roztopione masło, a na końcu mleko. Nektarynki obrałam i pokroiłam na małe kawałeczki. Wyłożyłam nimi silikonową formę jak na tartę (o średnicy 28 cm). Na górę wylałam masę. Piekłam 30 minut. Najlepiej smakuje jeszcze ciepłe.