Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Podróże małe i duże. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Podróże małe i duże. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 15 sierpnia 2013

Tarta z jagodami

Jagody to zdecydowanie moje ulubione owoce lata. I najbardziej lubię desery, w których jest ich duuuużo - jagodzianki i tarty. Tarta z jagodami to dla mnie także wspomnienie Francji, a konkretnie Alzacji, gdzie smakuje ona chyba najlepiej na świecie. Nigdy nie zapomnę jej smaku zimą, kiedy z przyjaciółmi wybraliśmy się w Wogezy, gdzie latem jagód jest chyba najwięcej w całej Francji. Było bardzo zimno, a my pokonaliśmy sporą trasę na rakietkach śnieżnych. Zatrzymaliśmy się w małym góskim schronisku i tam każdy z nas zamówił sobie ogromny kawałek tarte aux myrtilles. Coś cudownego.
Teraz, latem, mogę sobie podobną tartę ze świeżych jagód. Jeszcze przez chwilę...


Tarta z jagodami

na spód:
200 g mąki
100 g zimnego masła
25 g cukru
żółtko
2-3 łyzki wody
szczypta soli

oraz: 
400-500 g jagód
ok. 60 g cukru
bułka tarta
cukier puder

Z mąki, cukru, masła pokrojonego w kostkę, żółtka i wody zagnieść szybko ciasto. Uformować z niego kulę, owinąć folią spożywczą i włożyć do lodówki na min. 30 min.

Nagrzać piekarnik do 190 stopni C. Schłodzone ciasto rozwałkowac i wyłożyć nim formę na tartę z wyjmowanym dnem o średnicy 23 cm. Ponakłuwać ciasto widelcem, wysypać na górę nieco bułki tartej (dzięki temu sok z jagód nie wsiąknie tak łatwo w ciasto), następnie wyłożyć oczyszczone jagody. Piec ok 20 minut. Wyjąć z piekarnika i posypać równomiernie cukrem. Piec ponownie ok. 15 minut.
Poczekać aż tarta ostygnie, będzie się łatwiej kroić. Można jeszcze dodatkowo posypać tartę przed podaniem cukrem pudrem.
Smacznego!



niedziela, 20 listopada 2011

Kokosanki z czekoladą

Każdy zna jakiś przepis na kokosanki. Ja sama znam ich kilka. Ten przepis jest jednak inny niż pozostałe.
To też kokosanki, za którymi mój Sernikożerca wprost szaleje. Niedługo z Sernikożercy stanie się Kokosankożercą...
Inspiracją do ich wykonania był przepis Davida Lebovitza i białka jajek, które nie mogły się zmarnować. Przepis Lebovitza trochę zmieniłam, ufając swojej intuicji.
Ciastka mają naprawdę wspaniałą konsystencję, są chrupkie na zewnątrz, miękkie w środku, nie są za słodkie, polewa z ciemnej czekolady wspaniale uzupełnia ich smak.

Kokosanki z polewą czekoladową.
Składniki na ok. 20 małych ciasteczek

  • 1,5 szklanki wiórków kokosowych
  • 4 białka
  • 0,5 szklanki mielonych migdałów
  • 2 płaskie łyżki mąki 
  • 3/4 szklanki cukru pudru
  • 1/4 łyżeczki soli
  • kilka kropel ekstraktu z wanilii
  • 60 g ciemniej czekolady dobrej jakości

Wymieszaj w garnku wiórki kokosowe, mąkę, cukier, białka, mielone migdały i sól. Postaw na słabym ogniu i trzymaj na nim, mieszając, tak długo, aż masa zacznie się przypalać. Wtedy zdejmij z ognia, dodaj ekstrakt z wanilii i odstaw do wystygnięcia.
Piekarnik nagrzej do 180 stopni C. Blachę wyłóż papierem do pieczenia. Z masy utwórz niewielkie okrągłe ciasteczka, ok. 2-2,5 cm. Zachowaj odstępy. Piecz ok 20-25 minut, aż staną się złote.
Kiedy kokosanki wystygną możesz przygotować polewę. Czekoladę rozpuść w kąpieli wodnej (lub ewentualnie w mikrofalówce). Zatapiaj w niej do połowy każde ciastko, odkładając je na deskę wyłożoną papierem do pieczenia. Odstaw do czasu aż czekolada zastygnie.




A na koniec kilka zdjęć z Lunéville, niewielkiego miasta niedaleko Nancy. Znane jest głównie z tego, że znajduje się w nim zamek, który niegdyś był siedzibą Stanisława Leszczyńskiego. Królowi Polski bardzo ponoć spodobały się ogrody zamkowe przywodzące na myśl Wersal. Zamek jest w ciągłym remoncie, niedawno ucierpiał po raz kolejny z powodu pożaru. Było ich już w sumie sześć. Ci, którzy lubią tajemnicze historie mówią, że to wina klątwy. Każdy z pożarów miał miejsce na początku stycznia, w dziwnych okolicznościach. Do tego jeszcze pożary kojarzone są ze śmiercią samego Stanisława, który zmarł w wyniku oparzeń, jego strój zapalił się od iskry z kominka.
Lunéville odwiedziłam już dwukrotnie. Latem ogród wokół zamku jest pełen życia, z tryskającymi fontannami i turystami z aparatami fotograficznymi zawieszonymi na szyi. 
Późną jesienią, atmosfera jest zupełnie inna...






niedziela, 12 czerwca 2011

O Liverdun, królu Stanisławie i magdalenkach

Zanim przeprowadziliśmy się do Lotaryngii, tkwiłam w mylnym przekonaniu, że to jeden z najmniej ciekawych turystycznie regionów Francji. Ale tak to już jest, że większości obcokrajowców wydaje się, że Francja to tylko Paryż i Lazurowe Wybrzeże. Jeżeli zaś chodzi o samą Lotaryngię, to w ogólnych przewodnikach znajdziemy niewiele informacji na jej temat, kilka zdań o Nancy, być może jeszcze Metz czy art nouveau... Nawet Francuzom Lorraine kojarzy się głównie z przemysłem i kopalniami. Z tym większą przyjemnością odkrywam tu nowe, zaskakujące, niezwykłe i piękne miejsca.
Takim miejscem jest z pewnością Liverdun, w języku Gallów "twierdza na wzgórzu", średniowieczne miasteczko położone zaledwie 15 km od Nancy. Mam ogromną słabość do wszystkiego co średniowieczne, więc wizyta w miejscu, gdzie na każdym kroku widać jego ślady sprawiła mi niesamowitą przyjemność.  To jedno z takich miejsc, gdzie czujesz jakby czas płynął inaczej, gdzie zapominasz o otaczającym miesteczko świecie, tak jakby był bardzo daleko...Z resztą zobaczcie sami!






































Kulinarną specjalnością Liverdun są magdalenki czyli madeleines. Te małe, proste ciasteczka w kształcie muszelek stały się sławne na całym świecie dzięki Marcelowi Proustowi i jego szczególnym odczuciom, kiedy smakował je zamoczone w herbacie. Madeleines to prawdziwy ambasador Lotaryngii w świecie słodyczy. Legenda głosi, że swoją popularność zawdzięczają naszemu Stanisławowi Leszczyńskiemu, który po utracie tronu i wygnaniu z Polski, w ramach odszkodowania otrzymał księstwo Lotaryngii. Podobno podczas przygotowań do uroczystej kolacji saucier i patisier wdali się w spór, który zakończył się opuszczeniem kuchni przez tego drugiego. Król Stanisław wpadł w rozpacz, no bo jakże mógł przyjąć gości bez deseru! Wybawiła go pokojówka, która zaproponowała, że upiecze ciasteczka według przepisu swojej babki. Oczywiście, wszystkim bardzo smakowały, dziewczyna nie potrafiła jednak podać ich nazwy. Król zapytał ją zatem skąd pochodzi i jak ma na imię. Odpowiedziała, że nazywa się Magdalena, a urodziła się w Commercy. I od tamtej chwili ciasteczka nazywano magdalenkami i do dziś (obok tych z Liverdun) najsławniejsze są Madeleines de Commercy. Są oczywiście jeszcze inne wersje historii powstania magdalenek, ale ta podoba mi zdecydowanie najbardziej:)




wtorek, 24 maja 2011

Na frytki do Luxembourga.

Dziś tylko kilka zdjęć z wypadu do Luxembourga. Do tej pory to małe państwo kojarzyło mi się głównie z bankami, od teraz kojarzyć mi się będzie z frytkami, goframi i dużą ilością zieleni wokoło. Myślę, że i Was Luxembourg mógłby czymś zaskoczyć.
Nam udało się trafić do jego stolicy w sobotę, kiedy banki nie pracują, a zwykli ludzie idą na jarmark. Odurzeni zapachem waty cukrowej i smażonego oleju zajadają frytki i churros z sosem czekoladowym. Inni popijają w tym czasie szampana na tarasach ekskluzywnych restauracji.
Dla mnie Luxembourg to piękne miasto pełne kontrastów, do którego z ogromną przyjemnością wrócę.



czwartek, 13 stycznia 2011

Wielkie życiowe zmiany. Francja

Dziś nieco niekulinarnie (przynajmniej nie wprost, ale o tym za chwilę), ale temat dla mnie bardzo ważny, bo dotyczy tak naprawdę zmiany (prawie) wszystkiego w moim życiu.
A zatem... tam ta ra ram!- w przyszłym miesiącu będę mieszkać już we Francji!
Co więcej, za dwa tygodnie stanę się też bezrobotna :D I zacznę na nowo szukać swojego miejsca w życiu.
Boję się strasznie, bo: 1. mój francuski jest raczej podstawowy, 2. nie mam pojęcia co mnie tam czeka, 3. wszystko wokół mnie się zmieni i będę musiała zaczynać wszystko od początku. Jednocześnie punkty 2 i 3 sprawiają, że nie mogę się już doczekać! Poza tym nie będę sama, moja miłość, znana czytelnikom tego bloga jako niejaki Sernikożerca, wychował się we Francji i dla niego to w pewnym sensie powrót do domu. I po 4 latach wspólnego życia w Polsce, możliwość podzielenia się ze mną tym, jaka jest jego druga ojczyzna.
Mam nadzieję, że mój wyjazd sprawi, że na blogu pojawią się nowe przepisy inspirowane tamtejszą kuchnią, zwyczajami oraz składnikami, o które w Polsce trudno a we Francji są w zasięgu ręki.
Trzymajcie kciuki! Nie będzie łatwo, ale musi się wszystko udać.
A na koniec kilka zdjęć z miasta, w którym już niedługo zamieszkamy, na jak długo-czas pokaże;) Oto Nancy, voila!:






poniedziałek, 27 grudnia 2010

Marché de Noël, Strasbourg

Przez cały grudzień w Alzacji odbywają się tradycyjne świąteczne jarmarki-Marché de Noël. 
Największy z nich znajduje się w Strasbourgu, gdzie w kilku miejscach miasta rozstawione są kolorowe stragany ze świątecznymi wypiekami, lokalnymi produktami jak miód, wino, czekolada, likiery. Kupisz tu mniej lub bardziej kiczowate świąteczne dekoracje, dzieła miejscowych artystów. Zjesz tu pieczone kasztany, pyszne Crepes z likierem Grand Marnier albo bagietkę z serem Munster, napijesz się grzańca z czerwonego lub białego wina albo gorącego soku pomarańczowego z miodem i przyprawami. Obok tych zapachów i kolorów nie można przejść obojętnie.
Raz w roku Strasbourg to prawdziwa europejska stolica Bożego Narodzenia. Jarmark trwa aż do końca grudnia, więc jeszcze zdążycie!



wtorek, 5 października 2010

Restauracje. Le Regal, Warszawa

Dziś nieco inny wpis. Chciałabym podzielić się moimi wrażeniami z wizyty we francuskiej restauracji na warszawskim Ursynowie - "Le Regal". Długo zbierałam się, żeby ja odwiedzić i wreszcie pojawiła się stosowna okazja. Wybraliśmy się tam we trójkę (ja, Sernikożerca i Nasz Znajomy) w sobotnie popołudnie.
Restauracja ta specjalizuje się w rybach i owocach morza, które uwielbiam. Bardzo więc bałam się rozczarowania. Do tego jeszcze moja słabość do Francji i francuskiego jedzenia (i Francuzów polskiego pochodzenia:)).
Było naprawdę pysznie. Kelner, który był dobrze rozeznany w menu polecił nam dania i zaproponował do nich boskie wino. Zamówiliśmy żabnicę, turbota i pietrosza. Ja jadłam tego ostatniego. Podany był z podduszonym bobem, pieczonymi jabłkami i pikatnym sosem z marakui. Pycha! Podjadałam też (nie mogło być inaczej) z talerzy moich towarzyszy i muszę powiedzieć, że żabnica (w klasycznym sosie buerre blanc) to mój faworyt. Ta najbrzydsza ryba świata jest dla mnie wciąż najpyszniejsza.
Menu restauracji zawiera wiele apetycznych pozycji, naprawdę trudno się zdecydować i bardzo chętnie wróciłabym popróbować chociażby owoców morza czy zupy bouillabaisse.
Na deser wybrałam tarte tatin, Sernikożerca też (nie było sernika), Nasz Znajomy skusił się na creme brulee. Mniam! Kelner kolejny raz doradził nam wspaniałe wino (wypiliśmy dwie butelki, takie było dobre:)).
Na koniec słów kilka o obsłudze, bo moje trzyletnie doświadczenie w pracy kelnerki sprawiło, że jestem na tym punkcie naprawdę przewrażliwiona...Kelnerzy w "Le Regal" są bardzo profesjonalni, dyskretni i kompetentni. Zasiedzieliśmy sie tam na dobrych kilka godzin i ani razu sami nie dolewaliśmy sobie wina:).
Nie mogę się tak naprawdę do niczego przyczepić, co mnie samą zaskakuje.
Mam tylko nadzieję, że "Le Regal" trzyma równy poziom i że po mojej następnej wizycie, opuszczę lokal najedzona i w tak samo wybornym nastroju!

LE REGAL
Aleja Komisji Edukacji Narodowej 95,
Warszawa
Metro: Stokłosy
http://www.leregal.pl/

sobota, 18 września 2010

O książkach

Nareszcie weekend. Po stresującym tygodniu w pracy, walce z podłym wirusem grypy, obejrzeniu ostatniego odcinka 6 serii Dr House'a, mam wreszcie czas na lekturę instrukcji obsługi mojego nowego aparatu. Idzie mi to wolno, ale już widzę minimalne postępy.
Tymczasem chciałam opowiedzieć o dwóch wspaniałych książkach, które ostatnio kupiłam.


Pierwsza to "Moje życie we Francji" Julii Child. Po obejrzeniu filmu z moją ukochaną Meryl Streep i przeczytaniu kilku artykułów na temat roli Julii w zrewolucjonizowaniu kuchni Amerykanów postanowiłam dowiedzieć się nieco więcej na temat tej śmiesznej dużej kobiety o głosie myszki Mickey. Książka mnie urzekła, urzekł mnie obraz powojennego Paryża, cudowne anegdoty z życia we Francji i miłość Julii do francuskiej sztuki kulinarnej, której...chyba już nie ma, przynajmniej nie takiej jak opisywana jest w książce. Raczej nie kupiłabym "Mastering the Art of French Cooking", bo sądzę, że większość tych przepisów nie byłaby do zastosowania w mojej kuchni, w moim życiu. Jednak bardzo polecam "Moje życie we Francji" wszystkim tym, którzy jak ja kochają jedzenie i francuską kulturę kulinarną. Radość życia, pasja oraz energia i wytrwałość w dążeniu do celu Julii, które wprost wylewają się ze stron tej książki, są niezwykle inspirujące. Bardzo ją za to polubiłam.
Drugą książką, nad którą spędzam ostatnio z wypiekami na twarzy późne wieczory są "Kulinaria Francuskie" Andre Domine. Ten opasły album to niesamowite źródło wiedzy na temat serów, win, nalewek, rodzajów pieczywa, czekolady, wszystkiego co pyszne i francuskie. Książka opisuje każdy region Francji, przedstawiając szczegółowo jego tradycje kulinarne, pojawiają się nawet przepisy. A wszystko to zobrazowane jest pięknymi zdjęciami. No i można poduczyć się troszkę francuskiego:) Polecam!

poniedziałek, 19 lipca 2010

Irlandia. Howth. Deep Restaurant


W Warszawie tropiki, a ja zafundowałam sobie tydzień w chłodnej, wietrznej i mokrej Irlandii. Już pierwszego dnia, zakochałam się. Zaledwie 15 kilometrów od centrum Dublina leży Howth, mała, urocza rybacka wioska. Jest tam pięknie. Morze, port, klify. Spędziliśmy tam cudowny dzień zakończony wspaniałym posiłkiem.
Deep http://www.deep.ie/, to niewielka restauracja,  przy samym molo. Zaufaliśmy rekomendacjom Michelin i naprawdę było warto. Krótko mówiąc, był to jeden z najlepszych posiłków w moim życiu. Wybraliśmy oczywiście ryby, których świeżości w takim miejscu nie można kwestionować. Jadłam specjalność dnia- żabnicę z maślanym sosem z duszonym koprem włoskim i małżami serwowaną z młodymi ziemniakami. Na deser natomiast wybrałam pavlovę z lekką jak chmurka bitą śmietaną i świeżymi jeżynami. Wszystko niewiarygodnie pyszne, świeże i pięknie podane. Dla mnie-po prostu pełnia szczęścia...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...